Dzień trzeci – 9 sierpnia
NA TARCZY
Wstajemy o 7:00. Pierwsza obserwacja to zmiana pogody. Przestało wiać, zachmurzenie 50%, zamiast zerowego. Arek przyjeżdża ze smutną miną – tego się nie spodziewał, jest duży skok ciśnienia, a to nie wróży nam najlepiej. Zaczynamy od kilkunastohektarowego jeziora w górach - mają tu być pstrągi potokowe i palie. Każdy robi po kilkadziesiąt rzutów i … nic. Szybka decyzja – jedziemy na inne jezioro. Duże, dość głębokie, bankówka, gdzie Arek z w najgorsze dni ratował wynik łowiąc z klientami piękne palie. Po 10 minutach mam branie, ryba trzykrotnie bije w dno i spada z haka! Nie była mała, czterdziestaki od razu skaczą. Szkoda, ale będą następne. Niestety mylę się... Dwie kolejne godziny nie przynoszą efektów. Piotr miał branie małej palii, która wyskoczyła i wypięła się z kotwiczki wahadłówki. Ponieważ dzisiejszy dzień z założenia miał być poświęcony prezentacji kilku różnych łowisk - przemieszczamy się na typowo łososiową rzekę, blisko oceanu. To ciężka orka. Po kolejnych dwóch godzinach, z zerowym efektem, rezygnujemy.
kliknij w miniaturkę, aby powiększyć zdjęcie i przeczytać jego opis
Czwarte łowisko to chyba najpiękniejsza rzeka tego wyjazdu. Rozlewiska, szypoty, głazy, rynny, nawisy, wodospady – wszystko pierwsza klasa. Brakuje tyllko ryb. Trzy godziny dokładnego obławiania najciekawszych miejscówek nic nie dają. Jesteśmy nieco załamani, choć cieszą piękne widoki i takież zdjęcia. Arek nas uspokaja: „Łowicie dobrze, tylko ryby nie biorą, są takie dni i już”.
Cwaniaczek, on tu mieszka i łowi kilkadziesiąt dni w roku. Wieczór kolejna rzeka. Nieco inna, szersza, ze średniej szybkości nurtem, kamieniami i … ostrogami. Mają tu być potokowce i palie, ale niestety ich nie ma. Wytrwale łowimy do 21:00 i decydujemy się rzucić biały ręcznik. Koniec. Jutro mamy wstać o 4:30 i na 6:30 zameldować się na hi-endowym łowisku łososiowym, wracamy na kilka godzin snu, mamy nadzieję, że to pozwoli nam odbudować się psychicznie po dzisiejszym niewątpliwym dołku.