Testerzy relacjonują

Raport z Islandii - Dzień piąty - c.d.

SPIS TREŚCI

 

Rzeka jest tu całkiem inna, bardzo szeroko rozlana, sto metrów z hakiem. My stoimy na płaskim brzegu, przeciwległy z kolei to skalna ściana.
- Pod nią biegnie rynna i tam trzeba wrzucić przynętę - tłumaczy guide.

Jest wreszcie pięćdziesiatak!

Piotr rusza nieco w górę, na kawałek rzeki lepszy do łowienia na muchę. Zabieram delikatną wędkę z plecionką 0.08 mm, tym rzucę naprawdę daleko. Pakuję się do wody, wykonuję pierwszy rzut małą wahadłówką, nie sięgam skał. Wolno przesuwam się do przodu, w końcu zostaje pięć centymetrów do krawędzi śpiochów, dalej się nie da. Pierwszy celny rzut po ujście małego strumyka i jeszcze na opadzie mocne uderzenie! Ryba walczy pięknie, holując cofam się wolno w kierunku brzegu, z którego obserwują mnie Arek i Zbyszek. Po pięciu minutach przepiękny potokowiec pokazuje się kilkanaście metrów ode mnie. Sięgam po podbierak i po kilku krótkich odejściach mam w nim rybę. Kiedy kładę ją delikatnie na kamieniach wszyscy oceniamy, że ma 57-58 cm, ale miarka pokazuje tylko 50,5 cm. Jest po prostu w takiej kondycji i tak kolorowy, że robi wrażenie znacznie większego – sami chyba się z tym zgodzicie oglądając zdjęcie.
61 centymetrów szczęściaTrzy fotki i ryba wraca do rzeki. Kolejna godzina nie daje wyników, mam jeszcze jakieś branie i szybki spad, dwa skubnięcia obrotówki. W końcu jestem tak zmarznięty (woda ma tu 6-7 stopni, płynie prosto z lodowca), że muszę parę minut spędzić na brzegu. Przechodzę w tym czasie o jakieś sto metrów w górę, zaczynam znów łowić. Jeszcze dalej w górze wyskakuje łosoś, ja tylko słyszałem hałas, Arek go widział. „Trzeci kamień po twojej prawej” woła. Przesuwam się mozolnie krok za krokiem i wykonuję rzuty pod prąd, zimno, cały czas jestem w wodzie pod krawędź woderów. Wreszcie sięgam wahadłówką pod wskazany kamień i natychmiast jest branie ! 70 metrów plecionki w powietrzu a na końcu łosoś ! Walczy pięknie, choć czuję, że to nie żaden olbrzym, stawiam na przedział 60-70 cm. Ryba nie poddaje się przez prawie dwadzieścia minut, raz wylatuje z wody piękną świecą. Wszystko jest pod kontrolą, w końcu mam go w podbieraku. Piękny, żywe srebro i te czarne kropeczki ! W czasie mierzenia (miał 61 centymetrów) wraca Piotr i przewodnik, ten drugi pomaga mi wypuścić rybę, która po tak dugiej walce potrzebuje kilku minut na dojście do siebie. Wreszcie mocno rusza ogonem, puszczam go, łosoś przypada do dna. Obserwujemy go przez minutę, wreszcie zdecydowanie rusza w nurt rzeki.

Koniec tego dnia i koniec wędkarskiej przygody. Czeka nas jeszcze droga powrotna na samolot, tym razem wzdłuż całego północnego wybrzeża wyspy.

Dotarcie w to miejsce to prawdziwy tor przeszkódrzeka znika pod skałamiZłowić rybę w takiej scenerii - bezcennePontonem na muchowe łowisko łososiowe

kliknij w miniaturkę, aby powiększyć zdjęcie i przeczytać jego opis