Dzień szósty – 12 sierpnia
POWRÓT PRZEZ PUSTKOWIA PÓŁNOCY
Tuż po południu ruszamy w drogę powrotną. Zwiedzamy surowe pola, zasypane wulkanicznym pyłem i głazami, większość czasu jadąc po szutrowej drodze. Tak wygląda islandzki interior. Dłuższy przystanek robimy przy wodospadzie Dettifoss, jednym z największych w Europie pod względem przepływu wody. Imponujące 100 metrów szerokości, 45 metrów wysokości. Rwąca rzeka mętnej, brązowawej wody i wszechobecny huk dochodzący z dołu. W dalszej kolejności odwiedzamy olbrzymi, nieczynny krater wulkanu, pzrerwany z jednej strony i dzięki temu dostępny dla samochodu. Kolejny nieczynny wulkan, z jeziorem w środku. W tej części drogi na horyzoncie co chwilę widzimy jakiś stożek wulkaniczny. Czas na błotne gejzery, są wielkie a zapach siarki podpowiada, że gdzieś tu musi zaczynać się Piekło. Kolejny fragment krajobrazu to rudobrązowa pustynia, pod nią też gorące źródła. Jeszcze kompleks jezior Myvatn, przepiękny wodospad Godafoss i na koniec, tuż przed zmierzchem przejazd przez najładniejsze miasteczko kraju, Akureyri. Na tym koniec, zapada noc, teraz już tylko kilka godzin jazdy na lotnisko. Kiedy wysiadam w Warszawie czuję od razu jedną wielką różnicę – powietrze. Jest gęste i cięzkie, choć pogoda dość zbliżona do tej islandzkiej. Tam po prostu powietrze składa się w 100% z powietrza, bez naszych kontynentalnych domieszek …
kliknij w miniaturkę, aby powiększyć zdjęcie i przeczytać jego opis