Dzień piąty – 11 sierpnia
BAJKOWE SCENERIE I PIĘKNE RYBY
Arek zdobył dla nas na ten dzień wjazd na jedną z najpiękniejszych, a może najpiękniejszą rzekę Islandii. Dostajemy miejscowego przewodnika i prawo spinningowania w kilku miejscach – wg normalnych zasad cała rzeka jest tylko dla muszkarzy. Zjeżdżamy w kierunku głębokiego kanionu i nagle przed nami otwiera się niesamowity widok – turkusowa woda w głęboko wyżłobionej rozpadlinie, coś nieprawdopodobnego! Piotr z przewodnikiem idzie na absolutnie ekskluzywny odcinek, do którego dociera się cześciowo pontonem, częściowo trzymając się lin asekuracyjnych. Wstęp tylko z muchówką. Reszta naszej grupy idzie w przeciwną stronę, na dwie miejscówki „spinningowe”, oczywiście tylko dziś.
Jest przepięknie, obławiamy miejsca, którymi zachwyciłby się chyba nawet etatowy fotografik National Geographic. Niestety łososie nie gryzą, nawet ich nie widać. Przewodnik uprzedzał nas, że od trzech dni jest właśnie tak, ryby zniknęły. Po dobrej godzinie wraca Piotr, zauroczony miejscem, które zobaczył oraz chyba setką łososi, oglądanych ze skalnej półki. Miał nawet jedno branie, ale ryba tylko skubnęła przynętę. Przewodnik złowił jednego maluszka, czterdziestaka.
kliknij w miniaturkę, aby powiększyć zdjęcie i przeczytać jego opis
Druga część dnia to dla nas ekstremalny odcinek powyżej mostu, a dla Piotra - zawodowa objazdówka kilku wędkarskich ośrodków i okolicznych rzek. Zejście po trawiastym zboczu jest dość trudne, ale prawdziwy 'OS' zaczyna się nad wodą. Muszę przejść kilkaset metrów do trzeciego „baseniku”, gdzie zatrzymują się ryby, Arek i Zbyszek zajmują dwa bliższe mostu. Docieram tam zdyszany i spocony – nigdy jeszcze tak nie ryzykowałem. Skoki po kamieniach kilka metrów nad powierzchnią rwącej i głębokiej rzeki nie leżą w moim zwyczaju, ale myśl o łososiach chyba trochę kasuje zdrowy rozsądek. Już mam zaczynać, kiedy o kolejne dwieście metrów w górę rzeki widzę czwarty basen. Szybka decyzja – idę, będę miał dwa tylko dla siebie. I to był błąd. Przedarłem się przez ekstratrudny teren tylko po to, by stwierdzić, że ta miejscówka jest bez sprzętu alpinistycznego niedostępna. Nie umiem schodzić po czterometrowej, pionowej ścianie... Fajnie byłoby być na chwilę Batmanem!
Wracam w poprzednie miejsce i prez godzinę biczuję wodę bez efektu. Jestem załamany, coś mi tu dziś śmierdzi zerem. Cofam się do kolegów, też nic nie mieli. Obławiam już krócej ich dwa baseny – zero plus zero, wynik jasny. Telefon do przewodnika – obaj z Piotrem bez ryby, decyzja – koniec na dziś z łososiami, zjeżdżamy w dół na odcinek z paliami. Wdzieramy się pod górę, będziemy to podejście długo pamiętać, przynajmniej niektórzy z nas …