Sum pożera ryby o miękkim ciele, a mimo to równie często chwyta przynętę wykonaną z twardego materiały jak choćby metal. Łowiący miękkimi przynętami jest w lepszej sytuacji, ale łowiący twardymi też zaliczy rybę życia.
Nie ma w tym żadnej sprzeczności, dobrze łowi i guma, i metalowa twarda wahadłówka. Sum jest zaciekawiony pracą sztucznej „ofiary” do ostatniego ułamka sekundy przed pochwyceniem, gdy zaś przynęta znajdzie się w jego paszczy przewagę zyskuje guma, ponieważ jej twardość drapieżnikowi przypomina do złudzenia ciało ofiary, czyli ryby. Często ten dodatkowy kawałeczek sekundy trzymania przynęty w paszczy pozwala wędkarzowi dociąć rybę. Mimo tej zalety sumy wciąż skutecznie łowi się wahadełkiem, w tym przypadku wahadłówką wyposażoną w odpowiednią kotwicę (haczyk). Nie ma co przemilczać faktu, że spinningiści właśnie od wahadłówki zaczynali przygodę z sumem i do dzisiaj wielu starszych kolegów o kiju pozostało wiernymi wahadłówkom. Dlaczego mniejszość wędkarzy używa tej przynęty? Odpowiedź na to pytanie zapewne ma wartość strategiczną dla producenta tych przynęt, więc odstawmy sprawy biznesu na bok. Moim zdaniem, wahadłówkę prowadzi się nieco trudniej niż popularną gumę i to właśnie guma jest uniwersalna – rozmiar (a nawet kolor i sposób uzbrojenia) np. rippera skutecznego na średniej wielkości suma wystarcza do złowienia bolenia, sandacza, dużego okonia, szczupaka. Guma o tej samej wadze co wahadłówka bez trudu przebija się przez nurt i dotyka dna (to najrybniejsza strefa), z wahadłówką już tak dobrze nie ma. I to są podstawowe różnice działające na korzyść gumy, lub jak to woli na niekorzyść wahadłówki.