Jak każdego roku, na rozpoczęcie tak i na zakończenie sezonu pstrągowego staram się stanąć nad brzegiem mojej kochanej rzeki Brdy, aby to jej brzegiem wędrować w poszukiwaniu potokowca. Chcę jeszcze w ostatnich dniach sezonu 2019 spojrzeć mu w oczy i podziękować za piękny i trudny pojedynek, za mijający sezon. Nie jest to łatwe z kilku powodów. Między innymi praca zarobkowa zajmuje mi dużo czasu, ale także uwarunkowania przyrodnicze w mijającym sierpniu: niska woda w rzece i jeziorach, zarośnięte koryto rzeki w znacznej części, okropnie męczące upały – to wszystko sprawia, że nie tylko szukanie ryb w lasach na terenie Borów Tucholskich jest bardzo męczące, ale nawet co ciekawsze stanowiska ryb stały się niedostępne z brzegu. Ciche podejście do linii brzegowej graniczy z cudem, bo albo trzaskające pod butami suche jak wiór opadłe gałązki świerków i igliwie, albo wysokie trawy i gęste poszycie leśne wkraczające swoją „dżunglą” na brzeg rzeki. Mimo suszy można trafić wiele podmokłych odcinków brzegów, w których zapadam się do kolan.
A jak to było tym razem z moim zakończeniem sezonu? Posłuchajcie.
Brdę uwielbiam i zdążyłem poznać jak własne kieszenie. I wciąż, mimo spędzenia wielu lat na tej wodzie, na wypad nad tę rzekę nie trzeba mnie dwa razy namawiać. Tak było i tym razem.
Telefon odbieram natychmiast i zaraz się pakuję na rybki. Tym bardziej, że jest to sierpień, czyli zakończenie sezonu pstrągowego – mój kalendarz bezdusznie wskazywał zajętość drugiej połowy sierpnia i czasu na pstrągi wiele nie miałem. Zdzwoniłem się z Waldkiem Ptakiem, z którym współpracuję jako autor i tester w Dragonie. Z samego raniuśka, jeszcze pod czarnym niebem pognaliśmy w serce Borów Tucholskich, aby (mimo wszystko niestety) zakończyć sezon na kropki.
W drodze zastał nas świt. Nad wodą byliśmy już o brzasku, a za kwadrans, może dwa miało wzejść słońce. Tu w lasach i dolinach słońce dużo później się pokazuje, aniżeli nad nizinnymi rzekami Polski. Teraz cieszymy się ciszą i podziwiamy jej błogi wpływ na nasze organizmy, wciągamy w płuca pełne sosnowego aromatu żywiczne powietrze, dookoła jest spokój, śpiew ptaków, odgłosy budzącej się do życia „dziennej” przyrody i dostrzegamy piękną mgłę otulającą swoim całunem całą rzekę. Cudnie.
Znając wodę, od razu poszliśmy w te ciekawsze, czyli głębsze odcinki łąkowe - wiem, gdzie tutaj szukać ryb, które mnie interesują. Ale tym razem moje podejście do dzisiejszego wędkowania z Waldkiem było całkiem inne. Kilkanaście dni wcześniej będąc z bratem nad wodą zaobserwowałem w wodzie dużą aktywność boleni, które ostatnimi czasy dają się mocno we znaki pstrągarzom (wszak to woda pstrągowa). Więc tym razem na spotkanie tych drapieżników byłem przygotowany. Jak się domyślacie, to jednak pstrągi postawiłem na pierwszym miejscu.
Po cierpliwym obłowieniu miejsc, w których spodziewałem się pstrąga zaliczam na rozkładzie tylko dwa wyjścia niewymiarowych pstrągów. Obserwuję też pięknego pięćdziesiątaka widowiskowo goniącego na płyciźnie ukleję i chyba ją dopadł, bo wszystko cichnie tak szybko jak się zaczęło.
Podczas szukania interesującego mnie drapieżnika w kropki kilkanaście razy słyszę innego drapieżcę, który się uaktywnił i to tak bardzo, że postanowiłem dobrać mu się do płetwy. A właśnie dzisiaj byłem też na niego sprzętowo przygotowany, w tym szczególną uwagę zwróciłem na przygotowanie odpowiednich wabików. Wbrew pozorom sprawa nie była taka prosta; boleń w górskiej rzece jest trudnym przeciwnikiem i nie jest łatwo takiego cwaniaka przechytrzyć. Trzeba znaleźć sposób, aby połakomił się na przynętę. W końcu to nie jest „duża nizinna rzeka” tylko wąska, rwąca i na ogół płytka (szczególnie teraz podczas upałów) Brda. O dobrej przejrzystości i wciąż bystra woda ze zwalonymi drzewami w korycie, z dużą ilością zaczepów twardych (pniaki, gałęzie, obrośnięte glonami głazy i kamienie) jak i wijących się długich traw – to wszystko uniemożliwia precyzyjne dalekie podanie i zaprezentowanie przynęty. A właśnie tego mi tu brakowało i tego potrzebowałem do przechytrzenia spostrzegawczej ryby, nie stroniącej od nurtu. Potrzebuję precyzji i dokładności. Rozpaczliwie szukałem rozwiązania i… znalazłem. Na pomoc przyszła dobra znajomość wody i obyczajów bolenia z dużej rzeki (z Wisły). Używając od wielu już lat sprzętu marki Dragon, dopasowałem sprzęt pod właśnie tę rybę: spinning to Dragon Specialist Pro STREAM z wyrzutem do 25 g i dł. 2,45 m, kołowrotek Team Dragon 1020iZ z nawiniętą po raz pierwszy przeze mnie plecionką Dragon R`N`S SPINN (Round & Silent) średnicy 0,08 mm. Spędziłem nad wodą dwa dni, w każdym z nich bolenie były aktywne, ale niestety, jak to w takiej wodzie bywa – ryby były wybredne. Wybredny boleń to trudny boleń do złowienia. Bardzo, bardzo trudny.
Dużo wyjść do przynęty, a także pogoń za przynętą stanowiły przepiękny widok w czystej wodzie. To piękne emocje niezależnie od finału, z rybą na wędce lub tylko w kontakcie wzrokowym.
A teraz wniosek: najważniejszym w ich przechytrzeniu okazały się mój kamuflaż na brzegu oraz prowadzenie przynęty. Podanie i prezentacja wabika (na plecionce) okazały się strzałem w dziesiątkę – o tym jednak (również o plecionce R`N`S) opowiem w innym artykule.
Cóż, pstrągiem na wędce nie udało mi się zakończyć sezonu. Jednak po tak dużej dawce emocji, które przeżyłem nad moją ukochaną rzeką, plus nowa konfiguracja wędki i plus kontakt na wędce i wzrokowy z rybami wynagrodziły mi wszelkie trudy poszukiwania pstrągów. A pstrągi jak to pstrągi, raz są, a innym razem ich nie ma - dobiorę się im do płetwy już niedługo, za kilka miesięcy w nowym sezonie 2020.
Sezon pstrągowy 2019 uważam za zakończony niezłym wynikiem, gdyż złowiłem blisko 20 pstrągów wymiarowych, w tym największy z tego lutego - 54 cm. Więc powodów do narzekań nie mam. Niecierpliwie czekam na początek nowego sezonu z „kropkami” w roli głównej, a teraz czas się szykować na królową rzek. Jestem ciekaw, co też za tajemnice i skarby skrywa w swoich toniach.
Krzysztof Kriss Tonder
TEAM DRAGON
fot. autor, Waldemar Ptak