ARCHIWUM ARTYKUŁÓW

SPIS TREŚCI

Przekonać jazia

Łowiąc jazie nie stosuję jakiś specjalnie wyszukanych metod prowadzenia. Preferuję raczej klasyczny rzut po skosie pod przeciwległy brzeg, a następnie zamykam kabłąk i pozwalam woblerowi spłynąć na napiętej żyłce pod swój brzeg i rozpoczynam bardzo wolne zwijanie z długimi przystankami, w tempie co 1-2 obroty korbką. O tej porze roku jazie zdecydowanie wolą, kiedy przynęta ,,stoi” w miejscu. Jeszcze przed upływem drugiego kwadransa doczekałem się pierwszego, dosyć mocnego i szybkiego brania w miejscu, gdzie szybszy nurt zdecydowanie zwalniał. Szybka reakcja z mojej strony i na końcu zestawu poczułem przyjemnie pulsujący ciężar. Natychmiast przypomniałem sobie o wędzisku, tym bardziej że jego praca pod ciężarem walczącego w nurcie jazia ostatecznie zamieniła mój początkowy brak przekonania w zachwyt i to przez duże ,,Z”. Kij w trakcie holu pracuje niemalże na całej długości, ale w dosyć specyficzny sposób. Część szczytowa, aż do samego łączenia z dolnikiem ,,chodzi” płynnie za rybą amortyzując każdy jej zryw i odjazd, natomiast sam dolnik jest nieco sztywniejszy, ale zarazem wystarczająco spolegliwy, przez co pięknie męczy naszą zdobycz. Podczas holu mamy poczucie całkowitej kontroli, a przy tym świetnej zabawy. Patrząc z boku na wędzisko mimowolnie kojarzy mi się z ,,zabawką”, estetycznie i nawet pięknie wykonaną. Jednak to tylko złudzenie, pozory, tę ,,zabawkowość” należy traktować bardzo, ale to bardzo poważnie, chociażby z uwagi na sporą moc zamkniętą w smukłym, lekkim i finezyjnym blanku oraz na ogrom frajdy płynący z jej odkrywania podczas walki z rybą. Pierwszy w tym sezonie, blisko czterdziestocentymetrowy jaź po krótkiej chwili i pełnym emocji holu znalazł się w podbieraku. Niestety, wnioskując z jego głośnego cmokania towarzyszącego uwalnianiu go z kotwiczki woblerka, zdecydowanie nie podzielał mojego entuzjazmu. Po szybkiej sesji foto, szczęśliwy, zwróciłem rybie upragnioną wolność. Tego dnia miałem jeszcze kilka brań, ale bardzo delikatnych i niestety nie udało się żadnej ryby zaciąć. Następnego dnia stawiłem się na mojej bankówce o tej samej porze i, podobnie jak poprzednio, na pierwsze branie nie czekałem zbyt długo. Tym razem jednak, jaź nic sobie nie robił z mojej obecności i bez kozery zassał przynętę tuż pod szczytówką. Grubiutka, czterdziestodwucentymetrowa ryba dzielnie walczyła koziołkując i odjeżdżając w nurt, ale i w tym przypadku Nano Lite pokazał swoją skuteczność, nie dając jej nawet cienia szansy na uwolnienie się z haka. Często w takich przypadkach zbyt sztywny kij prowadzi do tzw. "odbicia się" ryby od przynęty. Spolegliwy szczyt wędziska w tym wypadku pozwolił na pewne zacięcie i bezpieczne zakończenie niezwykle emocjonującego holu. Piękna, słoneczna pogoda w połączeniu z pełnymi emocji, jaziowymi podchodami to dla mnie idealny początek wiosny, zaś samo przechytrzenie chociażby jednego srebrnołuskiego rozbójnika to wspaniała nagroda za czas poświęcony wytypowaniu odpowiedniej miejscówki, gorączkowemu śledzeniu prognoz pogody oraz długim zimowym wieczorom spędzonym w mojej małej woblerowej pracowni.