ARCHIWUM ARTYKUŁÓW

SPIS TREŚCI

Początkiem każdej wiosny znajduję czas dla szczególnego jegomościa, będącego jednocześnie synonimem prawdziwej wiosny. Jaź, bo właśnie o nim mowa to doskonały, spinningowy rywal godny miana wiosennego emisariusza.

Wiosna dla spinningisty nie jest łaskawa. Rodzime drapieżniki mają okres ochronny, a pozostałe jak chociażby okoń nieszczególnie interesują się naszymi wabikami. Poza tym, przeszkadzanie pasiakom w ich miłosnych igraszkach nie należy do rzeczy przyjemnych i wędkarsko satysfakcjonujących.
Dla niewędkarskiej części ludzkości wiosna rozpoczyna się z dniem 21. marca, a dla mnie, prawdziwy początek tej najpiękniejszej pory w roku to dzień, w którym uda mi się przechytrzyć pierwszego jazia. Tegoroczne rozpoczęcie sezonu zaplanowałem sobie na końcówkę marca. Owszem, zdarzało się, że próbowałem szukać jazi w ostatnich dniach lutego, ale były to raczej krótkie, rekreacyjne spacery z wędką, w małym stopniu rekompensujące mi zimową posuchę. Moim łowiskiem jest niewielka nizinna rzeka poprzecinana kilkoma zbiornikami zaporowymi i jej koryto w dużej części jest uregulowane. Głównie z tego powodu, w zimnych porach roku próżno tu szukać srebrnołuskich jazi w jej korycie. Wszystko jednak zmienia się diametralnie wraz ze wzrostem temperatury i podniesieniem się poziomu wody. Wystarczy tylko kilka ciepłych nocy i dni, by ni stąd ni zowąd, martwa do tej pory woda zaczęła tętnić życiem.

Po raz pierwszy

Po pierwszym dniu kijek niespecjalnie przypadł mi do gustu. Preferuję dłuższe spinningi i odrobinę szybsze, ale z drugiej strony wędzisko już przy pierwszym kontakcie urzekło mnie niesamowicie małą wagą oraz perfekcyjnym wyważeniem. Jako uzupełnienie zestawu wybrałem lekki kołowrotek Dragon Guide 820 i żyłkę X-Treme Spinn 0,16 mm.