Wyprawa na bałtyckie dorsze to przygoda. Bezkresny krajobraz, nieustające falowanie, inne zapachy, odmienne ryby, nowe znajomości na pokładzie… Warto wybrać się na dorszowanie z pokładu.
Dragon to nie tylko marka, znak towarowy. To również ludzie, pasjonaci, pracownicy wędkujący i chętnie używający firmowego sprzętu. Tak było i tym razem. Jednodniowy wypad na dorsze był typu „spontan”, czyli decyzję podjęliśmy szybko i spontanicznie. Port Darłówko, armator Pan Sochoń, kuter Pilot 55 – wybór nie był trudny, ponieważ kutry tego armatora (Złota Rybka, Shanon, Pilot 55) obsługują zgrupowania Kadry Morskiej PZW i załoga zna się na rzeczy. Późnym popołudniem, do samochodu w Bydgoszczy wsiedliśmy w czwórkę: Łukasz Wojtczak – pracownik Działu handlu krajowego, Piotr Malicki – pracownik Działu exportowego, Arkadiusz Strzyżewski – kierownik Serwisu Dragona, i ja, pracownik marketingu w Dziale handlowym, specjalista wędkarski i fotograf. Droga pod kołami samochodu Piotra była dobra i błyskawicznie się przesuwała, w zakręty wchodziliśmy sprawnie, wielu pułapkom radarowym nie daliśmy się złapać Przy porcie kwaterę mieliśmy przyjemną i wygodną, a mimo tego wstaliśmy niewyspani. Cóż, nocne rozmowy Polaków… Nazajutrz, po godzinie 6:00 na pokładzie stwierdziliśmy, że załoga kutra jest miła, pozostali wędkarze również sympatyczni, a morze faluje tak pomiędzy 1 a 2 SB, czyli jest spokojnie ale bez flauty, w sam raz na ryby. Powinno być fajnie. Bohaterem naszej grupy został Łukasz. Jeszcze w trakcie dopływania do łowiska złożył obfitą daninę bogowi mórz. Poprosiliśmy kolegę, aby wstrzymał się z nęceniem dorszy aż do chwili wpłynięcia na łowisko. Słowa dotrzymał. Dzielnie trzymał się na nogach i samodzielnie montował wędki.