Testerzy relacjonują

Jesienny raport

Październik

Przyjemnie ciepło we wnętrzu mojego śpiwora... To teraz najprzyjaźniejsze miejsce na tym odludziu. Za oknem namiotu gęsty deszcz w połączeniu z silnym wiatrem nie zachęca do wyjścia. W oddali słychać odgłosy nadchodzącej burzy, a to jak na koniec października spora rzadkość pogodowa i zarazem może być to silny bodziec do żerowania. Przynajmniej takie mam przeczucia, a dodatkowo szanse na branie potęguje fakt, że przede mną jeszcze dwa dni jesiennej zasiadki. Schowany szczelnie aż po uszy, rozmyślam nad nowymi pomysłami, jak tu przechytrzyć tutejsze cyprinusy, aż w końcu „odpływam” w płytki sen, który niedługo potem przerwał zdecydowany sopranowy dźwięk mojego sygnalizatora. Skutkiem tego jest natychmiastowy wyskok z łóżka, a kilka sekund później palec już kontroluje szpulę, która oddaje kolejne metry żyłki. Po wielu nocach spędzonych nad wodą hol w ciemnościach nie był wielkim wyzwaniem- tym bardziej, że karpik wykonał „atak” z miejscówki, po drodze do której nie było żadnych większych niebezpieczeństw w postaci zaczepów. Kilkanaście minut później na macie podziwiałem już ciemnego pełnołuskiego, który raczej pierwszy raz gościł na brzegu. Deszcz rozkręcał się z każdą minutą, ale ja miałem nadzieję, że do rana mu się znudzi i będę mógł zrobić kilka fajnych fotek mojej zdobyczy. Tak się jednak nie stało i sesja oraz całe pakowanie odbyły się przy akompaniamencie lawiny gęsto spadających kropel deszczu. Po dwóch godzinach mokruteńki i zadowolony zarazem delektowałem się już ciepłem samochodowego ogrzewania.

Listopad

Zdecydowane ochłodzenie oraz największy wróg karpiarza - brak czasu - sprawiły, że kolejne dwa tygodnie minęły mi z zerową aktywnością, ale w końcu udało się wyskoczyć na 3 dniową być może ostatnią listopadową zasiadkę. Temperatura wody na poziomie 10 stopni oraz ciepłe dni dawały nadzieję, że coś się może wydarzyć. Przeczucie mnie nie myliło, bo już pierwszej nocy nastapił atak i po spokojnym holu mam kolejnego pełnołuskiego, który zostanie ze mną do rana i przy pomocy statywu zrobię kilka ujęć, dzięki którym zawsze będę mógł we wspomnieniach wrócić do tego czasu i miejsca.
Kolejne dwa dni nie przyniosły brań, co nie zmienia faktu, że wypad był jak najbardziej udany i takiego wam wszystkim życzę.

Jacek Lorenc
Team Dragon